Wielu z nas ma rodzeństwo. Ja również mam siostrę, brata i
każdy z nas jest skrajnie inny. Jedyne co nas łączy to więzy krwi i ten sam ból
w obliczu tragedii. Wtedy wszystkie różnice przestają istnieć, ból rozbraja nas
na chwilę ze wszystkich naleciałości jakie nabywamy latami naszego życia.
Wszystkie nasze talenty, przyzwyczajenia, cechy charakteru,
powielane zwyczaje, które do tej pory nas różniły, stają jak wryte w obliczu
bezsilności i sytuacji, której nie da się odwrócić, czasu, którego nie da się
cofnąć. Przychodzi moment
prawdy.
Śmierć bliskiej osoby - sytuacja, w której dopuszczamy do
głosu serce, schodzimy na ziemię i wreszcie zaczyna liczyć się człowiek. Nagle
opada kurtyna iluzji potrzeb, za którymi podążamy...
Każdy z nas ma rodzeństwo, brata, siostrę. Jedni troszczą
się o nas aż nadto, dla innych istniejemy tylko na zdjęciach. Skrajność pogania
skrajność. Ci co mają rodzeństwo mało
kiedy to doceniają. Ci, którzy tracą brata, siostrę lub są jedynakami, mają
szansę stać się rodzeństwem dla całkiem obcej osoby.
Rodzeństwo to cudowna
szansa na akceptację różnic i chwila prawdy o nas samych.
Różnic wynikających z cech charakteru, przeżyć, warunków, w
których dojrzewamy, ludzi, którymi się otaczamy. Mimo, że otoczenie może być
takie samo dla każdego z nas, to każdy chłonie i dostrzega całkiem inne
elementy życia. Podąża za innymi pragnieniami, ludźmi, opowiada się za całkiem
innymi poglądami.
Dlaczego tak się dzieje? Bo każdy człowiek rodzi się inny i
chwila, w której przychodzi na świat jest inna. Nasi rodzice też nigdy nie są
tacy sami. Czas i doświadczenia życiowe nas zmieniają.
Opowiem Ci historię pewnego
rodzeństwa, które kochało w milczeniu i nienawidziło w działaniu. Rodzeństwo, które wzrastało w tym samym domu mając za
przykład dwoje rodziców. Rodziców, którzy z czasem zmieniali się, dźwigając
bagaż doświadczeń minionych lat. Rodzeństwo, które bardzo się kochało, jednak
coś zmieniło ich stosunek do siebie i życia.
Z chwilą narodzin nie było w ich
sercach bólu, nie wiedzieli co to zazdrość, zawiść i złość. Niewinne istoty,
które przyszły na świat, by wychowywać się w przepięknej wsi, otoczonej łonem
natury. Wśród zwierząt domowych, pól i lasów, traw i cudownie czystego powietrza.
W domu, w którym niczego im nie brakowało: świeżo wypiekany chleb, mleko prosto
od krowy, masło i śmietana samodzielnie wyrabiane. Jaja prosto z kurzych grzęd,
mięso od zdrowo chowanej trzody i drobiu, warzywa i owoce z pobliskich pól.
Można by rzec - raj na Ziemi z dala od
miejskiego zgiełku, smogu spalin.. Chwile radości dla rodziców: narodziny,
chrzest, bierzmowanie, komunia święta, ślub a wszystko wyprawione jak dla
książąt.
Ojciec rodziny - człowiek, który odnalazł pasję w
prowadzeniu gospodarstwa rolnego. Zasłużony rolnik, otaczający opieką każde
nowo narodzone zwierzę, każdy ar ziemi, na której wzrastały przebogate plony.
Nie przejmował się jak wygląda jego chata, ważne, że miała dach nad głową, izby
do mieszkania, wodę do mycia i ogrzewanie na zimowe dni. Tylko tyle mu wystarczało do szczęścia, które chciał
zaszczepić swoim dzieciom.
Nie potrzebował mieszkać w pałacu, marmurowych schodów, czy złotych klamek. Prosty, pracowity człowiek o czystych intencjach,
który budował bogactwo natury ciężką pracą własnych rąk, licząc na to, że
przyjdzie dzień, w którym jego dzieci przejmą cały trud i poprowadzą
gospodarstwo na wyższe poziomy wzrostu.
Tak się jednak nigdy nie stało, dlaczego? Ciąg dalszy
wkrótce! Autorka Artykułu: Anna Nowak
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój wpis!